Dekoratorzy, fotografowie, graficy komputerowi i filmowcy zajmujący się jedzeniem w reklamach mają swoje zestawy zawodowych sztuczek. Widzowie reklam, jak psy Pawłowa, na sam widok efektu ich pracy nabierają ochoty na jedzenie i czują ślinkę napływającą do ust, nawet jeśli dopiero co zjedli solidny obiad.
Kolorowe, apetyczne, lśniące, parujące, idealnie pokrojone, ugotowane, upieczone i ozdobione… Takie jedzenie zyskało sobie miano porn food, ponieważ badania potwierdziły, że wpływa ono na ludzi równie intensywnie co pornografia. Widok pysznego dania pobudza zmysł smaku i sprawia, że mamy ochotę na zjedzenie czegoś. A jeśli mamy jedzenie pod ręką, bo jesteśmy w trakcie posiłku, zjemy więcej niż zwykle.
Kult jedzenia widoczny jest na co dzień w reklamach telewizyjnych i w ulotkach, w programach i książkach kulinarnych, a nawet na portalach społecznościowych. Na te ostatnie użytkownicy wrzucają zdjęcia jedzenia z barów i restauracji oraz przygotowanego własnoręcznie. Czy będzie to dwudaniowy obiad, hamburger, dwie łyżeczki tofu czy latte – wszystko w obiektywie można ująć w odpowiednio zachęcający sposób, a potem nałożyć odpowiednie filtry lub dokonać poprawek w Photoshopie.
Porn food jest coraz bardziej widoczne i coraz trudniej od niego uciec, choć niewiele osób próbuje. Reklamy apetycznego jedzenia są jednymi z najpopularniejszych i najmniej irytujących.